poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Dzień 20 - "Gdzie Chrzest tam nadzieja"

"Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie" (Mt 3,17)


Dzień 20 rozpoczął się jak wiele poprzednich przeżytych w Domu Pokoju, czyli od porannej Mszy Świętej. Jednak dalszy plan dnia skrywał przed nami wiele duchowych i wizualnych wrażeń. Po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Na dobry początek podjechaliśmy do Kościoła "Pater noster", to w tym miejscu Pan Jezus nauczył apostołów modlić się (por. Mt 6,5-15). Po modlitwie i zwiedzeniu tego świętego miejsca wybraliśmy się w kierunku Jerycha. Zawitaliśmy w miejsce nawiązujące do przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie. Po obejrzeniu krótkiego i śmiesznego filmiku obrazującego biblijne przesłanie, nacieszyliśmy nasz zmysł estetyczny w miejscowym muzeum podziwiając starożytne mozaiki. Następnie dotarliśmy do Jerycha, z którego wiodła prosta droga na Górę Kuszenia. Wybraliśmy bardziej wymagającą drogę i postanowiliśmy wdrapać się do klasztoru grekokatolickiego sami (można było wjechać także wyciągiem). Widoki były fascynujące, a upał mocno odczuwalny, dlatego zbawieniem okazała się woda, którą czekała na strudzonych pielgrzymów. Chwila modlitwy przy skale kuszenia i pora wybrać się w dół do samochodu. W Jerychu zjedliśmy obiad oraz podziwialiśmy sykomorę na, którą wspiął się celnik Zacheusz. Kolejnym punktem była rzeka Jordan, a dokładniej miejsce chrztu Jezusa. Nie mogliśmy w tym miejscu zapomnieć o 1050 rocznicy Chrztu Polski, dlatego nasz pobyt rozpoczęliśmy od pamiątkowej fotografii. Następnie podjęliśmy wyzwanie wejścia do rzeki, która na pierwszy rzut oka nie zachęcała do zanurzenia choćby stopy :). Przeżycia jednak były niezapomniane (kl. Sławek próbował się nawet ochrzcić). Na zakończenie odczytaliśmy krótki fragment ewangelii opisującej moment chrztu i wybraliśmy się w dalszą drogę. Przedostatnim odwiedzonym przez nas miejscem była Massada.
"Tak oto z tego okresu opisuje ją Józef Flawiusz: „(...) Ska­łę o rozległym obwodzie i znacznej wysokości ze wszyst­kich stron oddzielają głębokie wąwozy. Z głębi, której dna oko nie dosięga, wyrastają tak strome urwiska, że nie prze­dostanie się tędy żadne żywe stworzenie. Wyjątek jedynie stanowią dwa miejsca, w których skała daje trudny zresztą dostęp na górę. Z tych dróg jedna wiedzie od Jeziora Asfal­towego na wschodzie, druga, którą łatwiej jest wstępować, od zachodu. Pierwszą nazywają „wężem", znajdując podobieństwo do niego w tym, że jest wąska i wije się ciągłymi zakrętami, załamuje się koło występów skalnych i często powraca do dawnego kierunku, znów nieco wydłuża się i z trudem pozwala posuwać się naprzód. Kto idzie tą dro­gą, musi na przemian mocno stawiać raz jedną, raz drugą nogę, bo inaczej grozi oczywista śmierć. Z obu stron bo­wiem zieje taka głębia, że groza jej wprawia w przeraże­nie największego śmiałka. Kiedy przejdzie się taką drogą trzydzieści stadiów, dociera się do wierzchu góry, która nie przechodzi w ostry szczyt, lecz tworzy jakby płasko­wyż. Tu właśnie najpierw arcykapłan Jonates zbudował twierdzę i nazwał ją Masadą. Później król Herod z wielką gorliwością zajął się należytym urządzeniem tego miejsca."
Na szczycie temperatura mocno dawała się we znaki, w samochodzie zaparkowanym na podziemnym parkingu termometr wskazywał 41 stopni Celcjusza, więc na górze było znacznie cieplej. Twierdza zrobiła na nas ogromne wrażenie. Na zakończenie wycieczki dojechaliśmy do Ein Gedi, jednak było już trochę za późno i z orzeźwienia w przepięknych wodospadach nie było nam dane skorzystać.

Po powrocie zabraliśmy się do dalszej pracy artystycznej, aby medaliony z podobiznami Ewangelistów powstały jeszcze przed naszym odjazdem.

kl. Jakub






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz